Islandia w 7 dni plan podróży - zima 2022 (część 1)
Zaczęło się od chęci zobaczenia zorzy, potem pomysł ewoluował i w efekcie
zrobiliśmy prawie 1500km wśród przepięknych zimowych krajobrazów Islandii.
Ceny
bezpośrednich lotów do Keflaviku nas skusiły i choć WizzAir zdecydowanie nie
należy do naszych ulubionych linii, w pewien piątek lutego znaleźliśmy się ich
pokładzie :)
Prognozy pogody na nasz planowany pobyt przerażały, rzeczywistość
okazała się jednak nie taka straszna, także jeśli załamujecie ręce, patrząc na
tydzień opadu ciągłego, rozchmurzcie się - na pewno nie będzie tak źle!

Z reguły
turyści zaczynają od Golden Circle, a potem ewentualnie wypuszczają się
dalej na wschód lub zachód. My zdecydowaliśmy, że pierwszego dnia pojedziemy
najdalej na wschód, spędzając koło 6 godzin w aucie, po to, żeby potem wracać
powoli i być mniej narażonym na zamknięcie dróg bliżej terminu wylotu do domu. A
drogi zamykane są często zimą, burze śnieżne uniemożliwiają czasem poruszanie
się po większości tras, nawet w aucie 4x4. Codzienne sprawdzanie stanu rzeczy to
konieczność, oto link do serwisu: road.is,
stanowczo zachęcamy Was też do wypożyczenia samochodu z napędem na 4 koła,
wszystkie leżące w rowach wzdłuż drogi auta to były te pierwsze wyświetlające
się na stronach wypożyczalni, te najmniejsze... Widzieliśmy też niejedno 4x4 w rowie, warunki drogowe na Islandii potrafią zaskoczyć nawet najbardziej wytrawnych, ale południowych i nie przyzwyczajonych do śniegu kierowców :)
Dzień 1
Te 6 godzin upłynie Wam naprawdę szybko, zwłaszcza, że po drodze możecie
rozprostować nogi na jednej z najbardziej znanych plaż Islandii, Reynisfjara. Oczywiście większość ludzi nie zwraca uwagi na ostrzeżenia o falach zmywających turystów nawet z dalszych obszarów plaży, przy nas podmyło kilka osób, na szczęście ofiary wyszły z tego cało, tylko zupełnie mokre. W ogóle to było pierwsze miejsce, w którym zaobserwowaliśmy ciekawe zjawisko zdejmowania do zdjęć przez Azjatki ciepłych kurtek. I to nie, że "na chwilę", poszukiwania idealnego ujęcia trwało naprawdę całe wieki, co, wierzcie mi, w przeszywającym wietrze i nierzadko zacinającym deszczu, było nie lada poświęceniem!
Przejazd możecie urozmaicić sobie też pokazem w Icelandic Lava Show, my skorzystaliśmy tylko z ich oferty kulinarnej :) Polecamy zwłaszcza pięknie podaną zupę lawową, dolewki dowolnych smaków w cenie.
Na pewno zdążycie też zwiedzić kanion Fjaðrargljufur, krótki spacer z parkingu pozwoli Wam cieszyć oko liczącym ok. 2 miliony lat widokiem, a fani Justina Biebera rozpoznają w nim kadry z jednego z teledysków kanadyjskiego bożyszcza nastolatków.
Zorza update: KP 2, ale lekka pokrywa chmur, nawet nie szukamy...
Dzień 2
Drugi dzień zaczęliśmy z przytupem i słońcem, wraz z firmą Glacier Adventure spełniliśmy nasze wielkie marzenie i zwiedziliśmy jaskinię lodowcową. Wybraliśmy opcję o wdzięcznej nazwie Blue Ice Cave Adventure i było to niesamowite przeżycie. Kilkugodzinna wędrówka po zamarzniętych lodowcowych rzeczkach, po lodowcu w rakach, stado reniferów pasące się po drodze, załamywanie się słońca w niezwykłych niebieskich lodowych przestrzeniach, zdjęcia jak pokolorowane w Photoshopie, serdecznie Wam to doświadczenie polecamy! Pamiętajcie tylko o dobrych butach za kostkę, zimowych spodniach wodoodpornych i ciepłych rękawiczkach :) Kaski, czekany, raki i uprzęże dostaniecie w ramach wyposażenia od organizatora.
Wycieczka kończy się koło 15.30, także będziecie mieli po niej jeszcze czas na sesję zdjęciową na diamentowej plaży i lodowcowej lagunie. Diamond Beach nie bez powodu się tak nazywa, zwłaszcza w słoneczny dzień blask lodowych brył oślepia bardziej niż drogocenne kamienie :) U nas na zdjęciach słońce już się skryło za chmurami, ale fotografie w internecie dowodzą, że wygląda to magicznie! Jökulsárlón Iceberg Lagoon, która znajduje się po drugiej stronie drogi onieśmiela wielkością dryfujących po niej lodowych odłamków, czasem można zobaczyć tam też foki.
Nasz przewodnik po lodowcu pokazywał nam, gdzie kiedyś sięgała pokrywa lodu, jest to przerażające jak bardzo się zmniejszyła w ciągu ostatnich lat! Tłumaczył nam też, że cykle oziębienia i ocieplania klimatu występują zamiennie i jest to zupełnie naturalny proces, natomiast obecny cykl ocieplania i znikania pokrywy wiecznego lodu następuje osiem razy szybciej niż normalnie, co już jest niepokojące...
Zorza update: KP 3, ale pada śnieg, no chance...
Dzień 3
Na dzień dobry zdecydowaliśmy się wrócić te 15 min w stronę czarnej plaży i rzucić na nią okiem z punktu widokowego Dyrhólaey. Sama trasa wiodąca przez groblę była bardzo spektakularna :) W tym miejscu czuć potęgę oceanu, nie dziwimy się, że maleńka plażyczka była zupełnie zamknięta, brrrr...
Ten dzień dał nam w kość, głównie z powodu deszczu, który towarzyszył nam w zasadzie od rana. 4 kilometrowy spacer do wraku samolotu Dakota i z powrotem po lodzie i zdradliwych zamarzniętych kałużach byłby jeszcze do zniesienia, gdyby sam wrak był wart oglądania. A wierzcie mi - nie jest. Niby w internetach pisali, że to tourist trap, ale kto by tam internetom ufał! I nie - autobusik wcale nie kursował... A trochę na niego przyznam liczyliśmy, ze względu na warunki atmosferyczne :)
Zupełnie mokrzy skierowaliśmy się w stronę wodospadów, jako pierwszy przywitał nas onieśmielający Skógafoss.
Po nim Seljandsfoss wydawał się jakiś taki nijaki, ale może na nasz odbiór rzeczywistości wpłynęły przemoczone ubrania i buty...
I właśnie tego dnia przekonaliśmy się dlaczego na Islandii tak popularną rozrywką są gorące źródła :) Skorzystaliśmy z oferty Secret Lagoon, najstarszego basenu termalnego na wyspie i było to dokładnie to, czego po całym dniu przemarznięcia w deszczu potrzebowaliśmy! Woda ma idealne 40 stopni, więc jak się domyślacie, ciężko nam było się stamtąd zebrać. Wstęp kosztuje 3000 ISK, warto mieć swój ręcznik (wypożyczenie 900 ISK). Laguna leży już w zasięgu Golden Circle, także docierają tam duże wycieczki, my akurat trafiliśmy na względny spokój. Niestety zachwalany fast food Fish&Chips był zamknięty, a żałujemy!
Zorza update: KP 2, ale pomijając słaby indeks, okolica miasteczka Flúðir jest tak rozświetlona przez szklarnie z warzywami i owocami, że łuna i tak nie pozwoliłaby dojrzeć nic na niebie. Także nadal nic!
Dzień 4
Rozochoceni wspaniałym uczuciem, jakie towarzyszy kąpieli w gorących źródłach postanowiliśmy nie tylko kończyć tak dzień, ale i zaczynać :) Tym razem wybraliśmy się do częściowo dzikiego źródełka Hrunalaug Hot Spring. Zimą macie szansę być tam sami, zwłaszcza rano! Właściciel postawił skrzyneczkę, w której należy zostawić symboliczną opłatę, do czego zachęcamy, bo źródło jest na terenie prywatnym. A jeśli chodzi o doznania, zamiast słów będą zdjęcia:
Nasza wycieczka tego dnia w ogóle obfitowała w nadmiar wrażeń :) Ponieważ od rana towarzyszyło nam słońce, a następnego dnia miało lać przez cały dzień, postanowiliśmy wykonać 200% normy i zobaczyć nie tylko okolice obszaru geotermalnego Geysir i Strokkur, ale także park narodowy Þingvellir.
Na dalszy opis zapraszamy w kolejnym wpisie (część 2) JUŻ WKRÓTCE
0 komentarze: